czwartek, 9 czerwca 2016

1. Powrót

Zdecydowanym ruchem wyciągnęłam ostrze tkwiące w szyi mojej ofiary. Jej ciało bezwładnie upadło na ziemię obok trzech pozostałych. Cofnęłam się kilka kroków i spojrzałam na swoje "dzieło". Czwórka moich towarzyszy właśnie leżała na ziemi bez życia. Już nigdy się nie podniosą. Jakąś godzinę temu razem weszliśmy do lasu na nasze ostatnie zadanie. Byłam jedyną osobą, która zdawała sobie sprawę, że nigdy już nie wyjdziemy wszyscy z tego lasu. Przez całe dwa lata starałam się nie okazywać emocji i nie przywiązywać do tych ludzi. Nie udało mi się to do końca dlatego z trudem powstrzymywałam łzy. Nie mogłam sobie na nie pozwolić, nie teraz gdy byłam tak blisko...Patrząc na ich nieruchome ciała jedyne co czułam to nienawiść do wioski, podobnie jak mój brat.
Bariera zniknęła i mogłam opuścić las. Na zewnątrz czekali na mnie opiekunowie, którzy doglądali mojego treningu.
-Świetnie Nijiro. Ukończyłaś swój trening- powiedziała kobieta, członkini starszyzny Wioski Stali.
-To dobrze. Więc teraz wrócę do wioski?- zapytałam starając ukryć drżenie głosu. Nie spodziewałam się, że ten moment będzie tak ciężki. Czy rzeczywiście informacja, którą pozostawił mi Suchiro mi pomogła, a nie zaszkodziła? Nigdy się o tym nie dowiem i nawet nie chcę wiedzieć.
-Tak. Lordowi Kazekage zależy byś wróciła jak najszybciej- uśmiechnął się Mokuchi Anatabe-jounin, któremu zlecono opiekę nade mną.
-Więc kiedy wyruszamy?- nie chciałam zdradzić, że zależy mi na powrocie, ale nie chciałam również czekać dłużej niż to konieczne.
-Za dwa dni.
 ********
Wszedłem do komnaty  Kazekage z wiadomością z Wioski Stali. Podałem ją jednemu z jego zaufanych shinobi, a następnie on przekazał ją Lordowi. Nie podobało mi się to, że pełniłem funkcję chłopca na posyłki, ale była to jedna z tych sytuacji, w których lepiej milczeć. Cieszyłem się dużą sympatią ze strony Kazekage, a to mogło mi się jeszcze przydać niezliczoną ilość razy. Nie zmieniało to jednak faktu, że nienawidziłem go tak jak wielu osób z tej wioski.
-Więc młoda Asai z powodzeniem uakończyła trening- dostrzegłem cień uśmiechu na jego twarzy- Co o tym sądzisz, Sasori?
-Nic konkretnego- wzruszyłem ramionami. Co za głupie pytanie.
-Szkoda. Myślałem, że chociaż na ten temat będziesz miał coś do powiedzenia- Trzeci udawał rozczarowanego chociaż doskonale wiedziałem, że to co mam do powiedzenia obchodzi go tak samo jak mnie ten trening - Niedługo kończy się twoje zawieszenie i wrócisz do Brygady Marionetek-uśmiechnął się prowokacyjnie -Zanim to nastąpi mam dla ciebie jeszcze jedno ważne zadanie. Gdy Asai wróci do wioski masz ją powitać oraz we wszystko wtajemniczyć. Musimy być ostrożni po incydencie z jej bratem. Nie wiemy po czyjej stronie się opowie, a w razie jakichś problemów tobie na pewno uda się nad nią zapanować, nie mam racji? W końcu jesteś nazywany geniuszem młodego pokolenia, Sasori.
-Zrozumiałem.
Gdy Kazekage dał mi znać, że to koniec "audiencji" opuściłem pomieszczenie. Nie wiedziałem co powinienem sądzić o tej sytuacji. Nie widziałem Nijiro od trzech lat, a relacje z nią również nie były zbyt dobre. Wiedziałem jednak, że postanowienie, że to ja mam ją powitać w wiosce było kolejną karą. Będę musiał powiedzieć jej o Komushim. Właśnie to było celem Trzeciego. Niby kochający władca wioski, któremu zależny na jego shinobi, ale tak naprawdę wszyscy byliśmy jego marionetkami. Wszyscy, nawet ja. Miałem jednak pewien plan, który to wszystko zmieni. Tymczasowe usunięcie mnie z Brygady Marionetek trochę utrudniło mi realizację owego planu jednak sam Kazekage powiedział, że to nie potrwa długo.
Wróciłem do domu gdzie zastałem babkę gotującą obiad. Bez słowa ją minąłem i poszedłem do pracowni.
-Sasori, jesteś głodny?- usłyszałem gdy drzwi się uchyliły.
-Nie- odparłem szorstko.
Drzwi się zamknęły.

Następnego dnia z samego rana udałem się pod Główną Bramę wioski. Czekałem na niebieskowłosą ponad godzinę, co tylko mnie zirytowało. W końcu dotarła w towarzystwie dwóch jouninów, których nie znałem. Nie zmieniła się zbytnio. Jedyną różnicą rzucającą się w oczy były dłuższe włosy zaczesane w kucyk. Nijiro była wyraźnie zdziwiona, że to ja jestem tym, który wita ją w wiosce.
-Jak zwykle spóźnialska- odwróciłem się i ruszyłem przed siebie. Miałem nadzieję, że zrobi to samo bez zadawania jakichkolwiek pytań, ale oczywiście się myliłem.
-Co ty tu robisz?- zapytała tonem jakbym wyrządził jej jakąś krzywdę. Ja również nie jestem zachwyconym tym, że tu jestem. Zignorowałem pytanie, ale pojawiło się kolejne.
-Kazekage cię przysłał?
-Ta.
-Gdzie teraz idziemy?
To było dobre pytanie. Miałem rozkaz aby wtajemniczyć ją we wszystkie sprawy wioski, ale nie chciałem z nią rozmawiać. Jeżeli jednak zaprowadziłbym ją do Kazekage wcześniej o niczym jej nie mówiąc moje zawieszenie mogłoby się przedłużyć.
-Ej, odpowiedz!
-Do Komushiego.
-Aa..No, dobrze- Nijiro trochę się uspokoiła zmieniając ton.
Miałem nadzieję na chwilę spokoju jednak cisza nie trwała długo.
-Co u ciebie słychać?- podbiegła równając się ze mną.
-Nic ciekawego.
-Jesteś jeszcze mniej rozmowny niż kiedyś. To nic, porozmawiam sobie z Komushim.
Poczułem nagły dreszcz. To nie tak, że nie chciałem jej powiedzieć...Po prostu nie mogłem. Nie umiałem, ale jednak musiałem to zrobić. Odwróciłem się i spojrzałem Nijiro w oczy, a ta gwałtownie się zatrzymała i jakby speszyła.
-Co znowu? Coś ci nie pasuje? Komushi jest bardziej sympatyczny od ciebie, pogódź się z tym- skrzyżowała ręce.
-Komushi nie żyje- zdziwiłem się, że gdy tylko zacząłem mówić dalsza część zdania nie sprawiła mi większego problemu...Jak to mówią, najtrudniej jest zacząć.  Odwróciłem się i ruszyłem wolnym krokiem.
-Co się stało?- zapytała niebieskowłosa po chwili ciszy.
-Długa historia- spróbowałem ją zbyć choć wiedziałem, że na próżno.
-Ej! No chyba mam prawo wiedzieć? Był członkiem mojej drużyny!
Westchnąłem.
-Gdy dojdziemy na cmentarz to się dowiesz.
Widocznie usatysfakcjonowała ją ta odpowiedź, bo nie odzywała się przez dalszą część drogi.  Gdy już znaleźliśmy się przy grobie naszego towarzysza, Nijiro uklękła i przeczytała na głos wyryte słowa na nagrobku.
-"Bohater, który zginął w obronie Wioski".
-Widzisz? Masz już odpowiedź.
-Nie! Przecież każdy shinobi ginie w obronie Wioski! Co się stało? Tak dokładnie! Zaatakowano wioskę? A może on był w drużynie, która atakowała inną?
Uśmiechnąłem się wrednie.
-Nie każdy shinobi ginie w obronie Wioski.
Na początku nic nie powiedziała jednak gdy dotarło do niej, że mam na myśli jej brata jej spojrzenie diametralnie się zmieniło. Spoglądała na mnie zimnym jakby nieobecnym wzrokiem mrożącym krew w żyłach nawet mi.
-Ach tak?- jej głos przybrał zimną barwę.
-Hah, nie bierz tego do siebie. Działania twojego brata raczej nie odbiją się na tobie. Z tego co słyszałem, Trzeci jest zainteresowany twoimi umiejętnościami.
-Świetnie. W takim razie niezwłocznie się tam udam. I nie idź za mną, sama trafię.
Niebieskowłosa zniknęła mi z oczu. Widocznie jej trening rzeczywiście przyniósł zaplanowane skutki, bo Asai była co najmniej tak szybka jak ja. Nie miałem zbytniej ochoty iść za nią jednak źle by to wyglądało w oczach Trzeciego no i byłem trochę ciekawy ich rozmowy. Ruszyłem więc za Nijiro jednak nie udało mi się jej dogonić. Dołączyłem do niej dopiero gdy rozmawiała z Trzecim w jego gabinecie. Na szczęście nic nie przegapiłem, bo niebieskowłosa dopiero co weszła do pokoju. Prychnęła z niezadowolenia gdy tylko mnie zobaczyła.
-Sasori wtajemniczył cię we wszystkie sprawy?- zapytał poważnym tonem.
Postanowiłem odezwać się zanim Nijiro coś powie, bo może mi zaszkodzić.
-Nijiro bardzo zależało by tu przyjść więc nie zdążyłem wszystkiego jej wyjaśnić.
-Ahahaha, rozumiem. No więc...Słyszałem, że zakończyłaś trening i to z bardzo zadowalającym wynikiem.
-Tak.
- Dzisiaj złożysz przysięgę wierności. Chyba nie masz nic przeciwko, prawda?
-Ależ nie. Cieszę się, że od tej chwili mogę służyć wiosce i jej mieszkańcom- uśmiechnęła się.
Miałem dziwne wrażenie, że między tą dwójka jest pewna nić porozumienia, której ja nie mogłem dostrzec. Zupełnie tak jakby wiedzieli o czymś o czym ja nie miałem pojęcia.
-Cieszę się. Jeszcze nie wiem do jakiego oddziału cię przydzielę-uniósł kartkę, na której napisane były wszystkie dane Nijiro- Powiem ci po przysiędze. Pewnie chcesz spotkać się z rodzicami? Nie będę cię więc zatrzymywał. Sasori- spojrzał na mnie- Dotrzymasz naszej drogiej Asai towarzystwa.
-Zrozumiałem.
Bez słowa opuściliśmy gabinet.
-Czy naprawdę musisz cały czas mnie pilnować?
-Nie słyszałaś Trzeciego? Nie jestem tu z własnej woli-prychnąłem pogardliwie.
-A widzisz go gdzieś tutaj? Nawet do domu nie mogę pójść sama?
-Interesujące...Chcesz składać przysięgę wierności, a już zaczynasz spiskować przeciw Trzeciemu...
-Jaki spisek...Jesteś nienormalny. Idę, a ty nie idź za mną- szybko zniknęła mi z oczu tak jak wcześniej na cmentarzu. Wiedziałem jednak gdzie zmierza więc ruszyłem w to samo miejsce jednak inną drogą mając nadzieję, że zjawię się tam przed Nijiro.
*********
Zatrzymałam się za jednym z wyższych budynków i czekałam aż Akasuna mnie wyprzedzi. Nie widziałam go jednak więc postanowiłam wrócić do miejsca, w którym z nim rozmawiałam. Tam również go nie było. Nie jest to typ, który zignorowałby rozkaz Kazekage więc pewnie ruszył do dzielnicy niebieskowłosych tyle, że inną drogą. Postanowiłam trochę go przechytrzyć i udać się w odwiedziny do jego babci. Zdenerwował mnie więc niech trochę się pomęczy.

-Dzień dobry- ukłoniłam się gdy starsza kobieta uchyliła drzwi.
-Nijiro-chan, słyszałam, że wracasz- staruszka uśmiechnęła się- Ale wyrosłaś! Sasori wyszedł...
-A, to nic. Właściwie to przyszłam przywitać się z Panią, bo Sasoriego już dzisiaj spotkałam.
-Miło z twojej strony, zapraszam do środka, herbaty?
-Chętnie.
Usiadłam przy niewielkim stoliku i rozejrzałam się dookoła. Byłam właśnie w mieszkaniu Akasuny...Czułam się tak trochę dziwnie. Chciałam również zapamiętać każdy szczegół: Duża kanapa, doniczkowy kwiat stojący w rogu, niewielki stolik oraz pięć zdjęć wiszących na ścianie. Zdjęcie po lewej stronie przedstawiało wysokiego mężczyznę, po którym Sasori odziedziczył kolor włosów. Na zdjęciu po prawej stronie znajdowała się piękna kobieta z ciemnymi włosami. Po środku było zdjęcie Sasoriego, a pod nim zdjęcie Chiyo. 
-To rodzice Sasoriego- powiedziała melancholijnym tonem przyłapując mnie na oglądania fotografii.
Nie odpowiedziałam,  po jej minie widać było, że to dla niej wciąż ciężki temat. Poza tym nie interesowało mnie to zbytnio -A niech mnie! Strata bliskich osób wciąż boli mimo upływu czasu- dodała siadając po drogiej stronie stołu. Jej usta wykrzywiły się w smutnym uśmiechu. Zrobiło mi się jej trochę żal postanowiłam więc coś dodać od siebie jednak staruszka nie przestała mówić- Ty rozumiesz Sasoriego, Nijiro.
-Wątpię- zaśmiałam się trochę nerwowo. Problem w tym, że właśnie jego chyba nikt nie rozumie.
-Mam na myśli, że jesteś jedyną osobą, która może go zrozumieć. Ty również doświadczyłaś straty więc możesz sobie wyobrazić co czuje Sasori.
-Cóż...- schyliłam głowę. Nie wiedziałam co mogę na to odpowiedzieć.   
-Jeszcze teraz cała sprawa z Komushim...Sasori obarcza się winą, a ja nie wiem jak mu pomóc.
-Sasori czuje się winny? Myślałam, że Komushi zginął w obronie Wioski..-powiedziałam niepewnie.
-Tak, to prawda. Tyle, że nie cała- dodała po chwili.

*******
Długo mnie nie było, ale to wszystko wina szkoły, nauki i braku czasu :) W każdym razie już jestem i pędzie do Was z nowym rozdziałem :D 

niedziela, 10 kwietnia 2016

5. Pożegnanie

Po rozstaniu z Sasorim weszłam do domu przez okno by tak jak wcześniej nie zwracać uwagi rodziców, a zwłaszcza ojca. Gdyby się dowiedział skąd wracam prawdopodobnie oberwałabym znów tym razem w drugi policzek. Pokój był w dokładnie takim samym stanie w jakim go zostawiłam. Podeszłam do biurka, na którym leżała kartka pozostawiona mi przez mojego brata. Gdy Pakura wyszła, a ja wreszcie mogłam przeczytać list czas jakby się zatrzymał. Wiedziałam więcej niż wcześniej jednak nie koniecznie było to coś czego chciałam. Pełna frustracji i gniewu jedyne co mogłam zrobić to się rozpłakać. Siedziałabym tak w swoim pokoju nie wiem ile gdyby nie wizyta Akasuny. Musiałam się opanować i zachowywać jakby nigdy nic. Jeszcze ta głupia wizyta w szklarni. Nikt nas nie widział, a chłopak szybko się uwinął. Zupełnie jakby doskonale wiedział gdzie co jest. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy, a on sam również nie jest gadatliwą osobą. Nie chciałam początkowo mu pomagać jednak w końcu się zgodziłam i teraz czułam się trochę lepiej. Mogłam na świeżo poukładać wszystkie te informacje i myśli, bo pierwszy szok już minął. Wzięłam list do ręki i postanowiłam przeczytać go jeszcze raz.
Droga Niji
Jeżeli czytasz ten list to pewne są dwie rzeczy: Pierwsza- niedługo wyruszysz na trening w Wiosce Stali oraz druga- Nie ma mnie już w wiosce. 
Chciałbym Ci wszystko wyjaśnić, ale nie przez list...To brzmi jak brednie, czyż nie? Zacznę więc od początku. Trening, na który się udajesz ma na celu stworzyć idealnych shinobi. Klan Asai posiada unikalne jutsu stali, dzięki któremu ma nieograniczone możliwości w walce. Również nasza czakra posiada specjalne właściwości więc trening ma na celu szlifowanie umiejętności naszego klanu. Tak się przynajmniej mówi. Jest jeszcze jeden element treningu, chyba najważniejszy, a mianowicie: pranie mózgu. Będziesz uczęszczała na zajęcia, w których dowiesz się wielu rzeczy o innych wioskach. Oczywiście wszystkie poza naszą przedstawione będą w złym świetle. Wtedy tego jeszcze nie wiedziałem dlatego dałem się zmanipulować, ale to nie prawda. Nie ufaj nikomu. Kolejną, ostateczną częścią treningu jest pozbycie się uczuć. To jedyny warunek ukończenia szkolenia. Razem z tobą w treningach brać udział będą shinobi w Twoim wieku z Wioski Stali. Przez pierwsze miesiące ważnym etapem będzie pielęgnowanie waszych więzi. Będziecie razem wypełniać misje, a także pomagać sobie nawzajem. W końcu w ostatnim etapie wpadniecie w pułapkę, a jedynym warunkiem jej opuszczenia będzie zabicie pozostałych. Po wszystkich "lekcjach" dla członka klanu Asai takie zadanie nie będzie stanowiło problemu. Dałem się zmanipulować i zabiłem wszystkich.  Jedna z tych osób była dla mnie naprawdę ważna i właśnie w chwili gdy ją zbiłem zrozumiałem całą istotę treningu. Nie mówiąc o fakcie, że nasza wioska za zgodą Stali wysyła ich shinobi jak świnie na rzeź by ci zostali zabici w końcowym etapie treningu. Nie ma innego sposobu by ukończyć trening. Dlatego Ty również będziesz zmuszona do takich działań. Jedyne co możesz zrobić to nie zaprzyjaźniać się tam z nikim, wtedy będziesz mniej cierpieć. Nie daj się również zmanipulować wszystkim opowieściom. Bądź świadoma swoich działań. Jedynym celem jaki powinnaś mieć to ukończenie treningu i to nie dla chwały wioski, ale by go po prostu ukończyć. 
Drugą sprawą jest moje odejście z Piasku. Jestem świadomy, że ogłoszono mnie zdrajcą, bo w końcu nim jestem. Długo by wyjaśniać dlaczego to zrobiłem...Po prostu nie było dnia bym nie myślał o zdarzeniach na treningu. To wszystko zaczęło mnie wyniszczać od środka. Znienawidziłem naszą wioskę i dlatego ją opuściłem. Nie wiem czy będę żywy gdy czytasz ten list, ale jeżeli tak to obiecuję, że Cię znajdę i wtedy odpowiem na wszystkie pytania jakie mi zadasz. 
Powodzenia
Suchiro
Wzięłam głęboki wdech, potem następny i następny. Bałam się. Bałam się treningu, tego co mnie tam czeka, a także powrotu. Bałam się wszystkiego. Mój brat nie wytrzymał i opuścił wioskę. Nie wiem czy żyje. W chwili, w której jego drużyna powróciła z misji i oznajmiła, że Suchiro nas zdradził Kazekage postanowił go odszukać. Nie wierzył, że to możliwe w końcu trening miał być zapewnieniem wierności. Słyszałam, że odnaleziono jego ciało jednak nie pozwolono wyprawić pogrzebu. Był zdrajcą wioski i jego ciało zostało pozostawione na gnicie gdzieś na pustyni. Od tamtej chwili mój ojciec jak i większość członków klanu wymazała z pamięci byt zwany Suchiro Asai. Nie wiedziałam ile z tych wydarzeń było prawdziwych...Czy ciało było prawdziwe? Czy Suchiro naprawdę nas zdradził? Teraz mam jednak pewność co do jego zdrady. Nie wiem jednak dalej czy jego śmierć to prawda czy jedynie próba uspokojenia wioski. Ten list to jedyna prawda w jaką postanowiłam od tej pory wierzyć. Jeżeli Suchiro pisze, że mam nikomu nie ufać to tak zrobię. Postaram się ukończyć ten trening najszybciej jak to możliwe, a po powrocie zbliżyć się do Lorda Kazekage na tyle by poznać całkowitą prawdę o ciele Suchiro.
Podpaliłam zapalniczką list, a następnie wrzuciłam go do pustego kosza na śmieci.

********
 Obudziło mnie światło słoneczne, które przedarło się przez zasłonkę do mojego pokoju. Początkowo naciągnąłem kołdrę na głowę by jasne promienie nie przeszkadzały mi spać jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że jestem wyspany.
W kuchni czekała na mnie babka ze śniadaniem. Rzadko kiedy tak się zdarzało. Zapewne chciała przekazać mi jakieś ważne wieści od Kazekage.
-Właśnie miałam iść cię budzisz, Sasori- uśmiechnęła się staruszka.
-Jak widać niepotrzebnie- odparłem zimno zasiadając do stołu.
-Rozmawiałam wczoraj z Lordem Kazekage. Chciałam ci o tym powiedzieć gdy tylko wróciłam do domu jednak byłeś zajęty swoimi marionetkami więc nie chciałam ci przeszkadzać.-Postawiła na stole dwa talerze z tostami, a następnie zajęła swoje miejsce i wróciła do rozmowy- Postanowił wcielić cię do Brygady Marionetek.
-Rozumiem- doskonale wiedziałem, że tak będzie więc nie byłem zaskoczony.
-Nie cieszysz się? To dla ciebie idealna pozycja. Będziesz mógł tworzyć tyle marionetek ile zapragniesz, a gdy tylko zechcesz to Kazekage będzie mógł przydzielić cię do jakiejś drużyny i wyruszysz na misję.
-Czy będę mógł korzystać ze szklarni by zdobyć składniki na trucizny?
-Tak. Będziesz posiadał takie upoważnienie...A skoro już o szklarni mowa to ptaszki ćwierkały, że ją wczoraj odwiedziłeś.
Zamurowało mnie. Skąd ona o tym wie? Nikt przecież nas nie widział...Chyba, że ta głupia Nijiro się wygadała.
-Spokojnie, to będzie nasza tajemnica. Twoja, moja i Nijiro.
Wzdrygnąłem się na dźwięk tego imienia. To oznaczało, że Chiyo rzeczywiście mnie tam wczoraj widziała. To samo w sobie nie było złe, w końcu JA nie zrobiłem nic niedozwolonego, ale jednak i tak czułem się głupio. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Hehehe, widzisz? Twoja babcia może jest stara, ale ma jeszcze zdrowy umysł. Następnym razem musicie być bardziej ostrożni. Gdyby ktoś inny się o tym dowiedział to Nijiro miałaby poważne kłopoty hihihihihi.
-Nie będzie następnego razu- prychnąłem- Jako członek Brygady Marionetek mogę tam chodzić więc nie będę musiał jej więcej prosić o pomoc- powiedziałem tonem naburmuszonego dziecka, za który sam siebie zganiłem.
-Racja, racja. Nie jesteś ciekawy skąd o tym wiem?
-Nie zbyt- chyba nikt nie lubi słuchać o swoich wpadkach dlatego ja również nie miałem na to ochoty.
-Ech...A właśnie. Nijiro dzisiaj opuszcza wioskę.
Znów zaniemówiłem. Skąd ta starucha ma takie informacje.
-Naprawdę? Z jakiego to powodu?
-Ma odbyć trzyletni trening więc ciesz się, że jesteś członkiem Brygady Marionetek, bo przez trzy lata nie miałby kto wprowadzać cię do szklarni.
-Heh- uśmiechnąłem się co moja babka uznała za swoją osobistą wygraną.
-Pewnie będzie chciała się pożegnać z tobą i Komushim.

Uznałem, że Chiyo ma rację. Nijiro wydawała się być taką osobą, która ceni członków drużyny. Postanowiłem jej więc to ułatwić i cały dzień spędziłem z Komushim. I tak miałem w planach się z nim spotkać. Młody Kato nic nie wiedział o treningu Nijiro jednak miał informacje, że on sam został przydzielony do straży granicznej. Spędziliśmy cały dzień na rozmawianiu o naszych planach na przyszłość, a Nijiro się nie pojawiła. Gdy stwierdziliśmy, że dłuższe czekanie nie ma sensu poszliśmy do domu.
Nie czułem zawodu ani nic w tym stylu. Byłem po prostu zdziwiony, że Nijiro się nie pożegnała. Nawet jeżeli nie ze mną to powinna pożegnać się chociaż z Komushim. Albo coś jej nie pozwoliło tego zrobić albo ona wcale nie była taką osobą za jaką wszyscy ją uważaliśmy.

******
No tym właśnie rozdziałem zamykam pierwszą sagę :) Mam nadzieję, że rozdział się podoba, no i oczywiście krytyka mile widziana. Pozdrawiam :3

niedziela, 20 marca 2016

4. Ukryte pragnienia

Wieczorem rodzice wrócili już do domu. Czułam się przy nich jeszcze bardziej obco niż na misji w Kraju Ziemi...Z mamą miałam i mam dobry kontakt jednak od incydentu z moim bratem ojciec stał się zimny i wymagający. Boję się odezwać żeby nie powiedzieć czegoś nie tak nie mówiąc już o niepowodzeniu na misji, a niestety ta misja nie okazała się dla mnie najlepsza...W połowie walki leżałam znokautowana. Stwierdziłam jednak, że moja rodzina nie musi o tym wiedzieć, w końcu to już szczegóły misji, których nie mam obowiązku zdradzać. Jak się okazało nie musiałam się obawiać, bo mój ojciec nawet nie zapytał jak misja. Nie miałam zamiaru pierwsza zaczynać rozmowy więc postanowiłam pójść do swojego pokoju jednak napiętą atmosferę spróbowała złagodzić mama.
-Spotkałam panią Chiyo- zagaiła wesoło.
-Tak? Mówiła coś?- udałam zainteresowanie.
-Powiedziała, że Sasori został przydzielony do Brygady Marionetek.
-Oo- cholerny Sasori! On zawsze osiąga to czego chce i wszystko mu się udaje!
-Powiedziała również, że Kazekage-sama ma duże plany w stosunku do ciebie.
Od razu się wyprostowałam. Duże plany? Co to może znaczyć?
-Powiedziała coś jeszcze?
-Niestety nie. Sama nie wiele wiedziała.
-A jak myślisz mamo, o co mogło chodzić?
-Wydaje mi się, że Trzeci wyśle cię na taki sam trening jak Suchiro...
Ojciec, który do tej pory w ciszy przysłuchiwał się naszej rozmowie uderzył ręką w blat stołu.
-Nie wymawiaj imienia tego zdrajcy w mojej obecności!
-W...wybacz- matka opuściła głowę. Nie wytrzymałam.
-Suchiro to twój syn! Nie jest żadnym zdrajcą!
-Zamilcz, głupia!- ojciec uderzył mnie lewą ręką w policzek. Straciłam równowagę i upadłam na podłogę. Przyłożyłam dłoń do piekącego miejsca. Wiedziałam, że trochę przesadziłam, ale mimo to byłam w szoku. Ojciec nigdy mnie nie uderzył.
-Co ty wyprawiasz?-mama podbiegła do mnie i zabrała moją dłoń z policzka chcąc zobaczyć bolące miejsce. Była tak samo zszokowana i przerażona jak ja. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Otworzę-powiedziałam szybko się podnosząc. Chciałam opuścić już to pomieszczenie. Najchętniej to wyminęłabym się z naszym gościem, ale nie było takiej możliwości. Za drzwiami stała Pakura-sensei i trzymała w dłoni jakąś kopertę.
-Dobry wieczór Nijiro- przywitała się pogodnie jednak gdy zobaczyła moje oczy pełne łez od razu spoważniała- Wszystko w porządku?
-Tak. Zapraszam- schyliłam głowę tak by nie mogła już nic więcej zobaczyć. Nie był to jednak dobry pomysł, bo teraz łzy miały ochotę wypłynąć z oczu prosto na podłogę więc musiałam się odwrócić. Przetarłam twarz  i  zaprowadziłam kunoichi do rodziców.
-Witam- przywitała się- Nie chcę zajmować państwu dużo czasu. Sprawa dotyczy samej Nijiro jednak jako jej opiekunowie również musicie być przy tej rozmowie. Mam rozkazy od samego Kazekage- wręczyła mi kopertę, na której widniał napis Trzeci. Zaciekawiona otworzyłam kopertę.
Asai Nijiro, członek klanu Asai, posiadaczka Kekkei Genkai Stali zostaje wysłana do Wioski Stali w Kraju Wiatru na trzyletni trening. W jego czasie będzie miała możliwość zwiększenia wytrzymałości oraz sprawności fizycznej, a także nabycia podstawowych umiejętności z dziedzin takich jak: genjutsu, fuinjutsu oraz medycznych technik. Po trzyletnim treningu Asai Nijiro osiągnie tytuł jounina.  Z treningiem wiąże się jednak ryzyko utraty życia dlatego wymagana jest zgoda prawnych opiekunów. 

Trzeci Kazekage

Gdy skończyłam czytać, w głowie miałam tylko jedną myśl: Suchiro. Mój brat również dostał podobną wiadomość, doskonale to pamiętam. Po powrocie zachowywał się zupełnie inaczej niż wcześniej.  
Ojciec wziął ode mnie kartkę i razem z matką zaczęli czytać.
-Oczywiście wyrażamy zgodę- odparł pewnie. Nie byłam zdziwiona. Najważniejszym priorytetem mojego ojca była wioska. Mama nic nie odpowiedziała. Zgoda ojca w zupełności wystarczyła Pakurze, bo skinęła głową. Nie mogłam jednak odczytać z jej twarzy żadnych emocji. W końcu skierowała się do mnie.
-Nie będzie cię przez trzy lata, Nijiro.
-Wiem, umiem czytać- odpowiedziałam oschle. W tej chwili byłam wściekła i ich wszystkich nienawidziłam. Wreszcie  do mnie dotarło...To przez wioskę mojego brata spotkał taki los. Chciałam szybko zakończyć spotkanie i wrócić do swojego pokoju.
-Tak, nie wątpię- uśmiechnęła się kobieta- Chodzi mi o to, że możesz się nie zgodzić. Masz dopiero dwanaście lat, a ten trening jest przeznaczony dla nieco starszych osób...
-Co za nonsens- wtrącił się ojciec- Moja córka na pewno sobie poradzi.
-Nie mówię, że nie, ale skutki treningu...sposób postrzegania świata Nijiro może się zmienić. To dziecko i nie jest odporna psychicznie.
-Z całym szacunkiem, ale czy sugerujesz właśnie, że powinniśmy sprzeciwić się rozkazom Lorda Kazekage?- ojciec nie krył wzburzenia- Chyba zdajesz sobie sprawę, że namawianie do zdrady jest...
-Hahaha, nie było tematu- Pakura uśmiechnęła się złośliwie. W końcu zdała sobie sprawę z tego, że dyskusja z moim ojcem jest kompletnie bezsensowna. Przed wyjściem kazała jeszcze rodzicom złożyć podpis w odpowiednich miejscach. Podpis, który świadczy o tym, że zgadzają się na śmierć swojego dziecka. Pod czas tej rozmowy myślami byłam gdzie indziej. Przypominałam sobie dzień, w którym Sochiru wrócił po trzech latach z Wioski Stali. Kiedyś znany był ze swojego radosnego uśmiechu i optymizmu. Czasem te cechy potwornie mnie irytowały jednak gdy wrócił, po jego dawnym ja nie było śladu. Stał się cichy, zimny i jakby nieobecny. Rzadko kiedy był w domu, bo większość czasu spędzał na misjach, a kiedy z nich wracał to zamykał się w swoim pokoju. Nawet nasz kontakt się pogorszył, nie było tak jak dawniej. Jedyne co się nie zmieniło to nasze wyprawy do szklarni. Sochiru uwielbiał rośliny więc dużo czasu tam spędzał. Korzystałam z okazji i szłam razem z nim i nawet jeżeli wcale ze sobą tam nie rozmawialiśmy to i tak byłam szczęśliwa ze spędzanego razem czasu. Pewnego razu Sochiru dostał misję rangi super S. Dnia, w którym miał opuścić wioskę wręczył mi list. Powiedział jednak, że mogę go otworzyć w momencie, w którym zostanę wezwana na trzyletni trening w Kraju Stali, który był charakterystyczny dla użytkowników naszego jutsu.  Z misji Sochiru nigdy nie wrócił. Wiele razy chciałam otworzyć list wcześniej jednak coś w środku mnie powstrzymywało. Była to moja obietnica złożona bratu. Teraz jednak mogę to zrobić. Chcąc jednak zachować pozory w spokoju poczekałam aż Pakura opuści mój dom. Gdy się pożegnała powoli poszłam na górę do siebie. W tej chwili nie czułam nic, nie miałam na nic ochoty...miałam tylko ten jeden cel: Przeczytać list od brata.

**********
W domu nikogo nie było. Nie musiałem nawet sprawdzać żeby o tym wiedzieć. Babcia zawsze o tej porze przebywa w pracowni w budynku administracyjnym i konstruuje swoje proste lalki więc czemu dzisiaj miałoby być inaczej? To normalne, że jej nie ma. Usiadłem na kanapie i zacząłem wpatrywać się w ścianę przed sobą.  Czy aby na pewno nic mnie to nie rusza? Powinienem być świadomy tego, że gdy wrócę z misji to w domu nikogo nie będzie, ale chyba gdzieś we mnie tliła się nadzieja, że gdy otworzę drzwi to zobaczę ją jak z uśmiechem gratuluje  mi zostania chuninem. Gwałtownie wstałem z kanapy gdy tylko dotarło do mnie co sobie właśnie wyobraziłem. Nie miałem zamiaru zachowywać się jak opuszczone i potrzebujące troski dziecko. Wściekły na samego siebie poszedłem do swojej pracowni, którą dostałem na własność. Przed misją zacząłem prace nad nową marionetką. Jedynym problemem jaki miałem był brak trucizny. Wszystkie już zużyłem, a nie miałem takiego upoważnienia jak moja babcia by wejść sobie do szpitala i poprosić o odpowiednie składniki. Bez trucizny nie mogłem ruszyć dalej. Jeszcze raz przeszukałem pracownię w poszukiwaniu jakichkolwiek ziół. Znalazłem kilka, z których mógłbym wytworzyć słabą truciznę jednak nie byłbym tym usatysfakcjonowany. Do głowy przyszła mi pewna osoba, która mogła mi pomóc. Nie uśmiechało mi się prosić ją o jakąkolwiek pomoc, ale oprócz niej pomóc mogła mi jedynie Chiyo, a od tej to już w ogóle nic nie oczekiwałem. Pełny wątpliwości skierowałem się do dzielnicy niebieskowłosych.
 Po niedługim czasie znalazłem się pod jej domem. Cały czas zastanawiałem się czy to rzeczywiście dobry pomysł prosić ją o pomoc, bo przez to będę miał dług, a nienawidziłem tego tak samo jak czekania na kogoś. Nie było opcji bym teraz wrócił więc po prostu zapukałem do drzwi. Otworzyła mi niewysoka niebieskowłosa kobieta z życzliwym uśmiechem.
-Sasori?- nie potrafiła ukryć zdziwienia gdy zobaczyła mnie przed drzwiami.
-Dobry wieczór. Zastałem Nijiro?
-Tak, jest u siebie w pokoju, wchodź.
Zaproszony przez kobietę wszedłem do mieszkania. Zaprowadziła mnie ona przed drzwi pokoju koleżanki z drużyny jednak gdy chciała je otworzyć coś jej nie pozwoliło. Drzwi były zamknięte na klucz.
-Nijiro! Czemu się zamykasz? Masz gościa!
Na reakcje musieliśmy poczekać kilka chwil. Kobieta zaczynała się denerwować. Miała ponownie zapukać do drzwi jednak one powoli się uchyliły i niska dziewczyna wyjrzała przez niedużą szparę. Ona również była zaskoczona tym, że mnie tu zobaczyła.
-Co?-zapytała oschle.
-Nijiro!
-Znaczy słucham?- zmieniła trochę ton.
-Nie będziecie rozmawiać na korytarzu- jej matka wepchnęła mnie do środka. Gdy zostaliśmy sami Nijiro wróciła do swojego oschłego tonu sprzed chwili.
-O co chodzi?
-Mam propozycję- w czasie, w którym czekałem aż ta rozwydrzona dziewucha otworzy drzwi i wpuści mnie do środka wpadłem na pewien pomysł. Po co mam robić sobie długi skoro obydwoje możemy skorzystać?
-Jaką? O co ci w ogóle chodzi? Jestem bardzo zajęta.
Rozejrzałem się po pokoju. Nie był duży, a jedyne co rzucało się w oczy to sterta różnych papierów na podłodze. Jeden z nich przykuł moją uwagę, widniał na nim napis Do Nijiro. Dziewczyna zauważyła, że wpatruję się w kartkę i szybko zabrała ją z zasięgu mojego wzroku.
-Potrzebuję nieco ziół, a z tego co pamiętam rodzina Asai ma dostęp do szklarni.
-Dobra, a w jaki sposób ja niby na tym skorzystam?
-Sprawię, że tamte dziewczyny przestaną ci dokuczać.
-Co?! One wcale mi nie dokuczają! Poza tym...nie wtrącaj się w to!- Nijiro zaczęła panikować co mnie rozbawiło.
-Skoro tak twierdzisz- schyliłem głowę i uśmiechnąłem się, a to wprowadziło ją w jeszcze większe zakłopotanie.
-Ekhem...Jakie chcesz te zioła?-szybko zmieniła temat.
-Nie powiem ci. I tak nie zapamiętasz nazw.
-Co? Zajmuję się tymi ziołami więc je znam!
-Nie ufam ci. Możesz przynieść mi coś innego, a nie mam czasu na pomyłki.
-Więc chcesz  tam iść? Przykro mi, ale wstęp mają tam tylko medyczni ninja oraz członkowie klanu Asai, a z tego co wiem nie jesteś ani jednym ani drugim- uśmiechnęła się  triumfalnie.
-Wystarczy, że mnie tam zaprowadzisz. Wątpię żeby Trzeci postawił tam partol.
-Czemu nie poprosisz babci? Ona też mogłaby ci załatwić odpowiednie składniki.
-Bo proszę ciebie.
Na twarzy Nijiro dostrzegłem lekki rumieniec. Ona również zdała sobie z niego sprawę więc szybko się odwróciła. Udało mi się jednak dostrzec coś jeszcze. Dziwne zaczerwienienie na policzku, które nie było rumieńcem, ale wyglądało na ślad po uderzeniu.
-Cóż, przykro mi, ale to jest niemożliwe. Jutro jestem zajęta przygotowywaniem do treningu, a dzisiaj też mam plany.
-Takie plany jak czytanie listu od brata?
Mina Nijiro wskazywała na to, że trafiłem w dziesiątkę. Był to czysty strzał, ale okazało się, że celny. Jedyne co widziałem to napis Do Nijiro ale kto mógłby napisać taką wiadomość? Poza tym historia o zdradzie jej brata obeszła chyba całą wioskę. Nie interesowała mnie zawartość listu. Chciałem ją tylko nakłonić by poszła ze mną do tej szklarni. Ja również miałem ciekawsze rzeczy do roboty niż rozmowa z takim rozwydrzonym bachorem.
-Dobra, chodź.
Teraz to ja uśmiechnąłem się triumfalnie. Nijiro nie chciała zwracać uwagi rodziców więc wyszliśmy przez okno.
W szklarni były wszystkie składniki jakich potrzebowałem.
-Nie będziesz mieć kłopotów?-zapytałem wychodząc.
-Miłe, że się martwisz, ale nie.
-Nie martwię się o ciebie, ale jeżeli rzeczywiście ktoś by zrobił aferę o te składniki to prawdopodobnie wkopałabyś mnie.
Nijiro prychnęła.
-Ostatni raz komukolwiek pomagam.
Mimowolnie znów się uśmiechnąłem. 
 

sobota, 12 marca 2016

3. Wioska nieprzyjazna dla shinobi

Obudził mnie śpiew ptaków. Właściwie to powinnam powiedzieć inaczej: Obudził mnie dźwięk wydawany przez ptaki. Ludzie nazywali go śpiewem, ale mnie te odgłosy jedynie irytowały. Ptaki ćwierkają i to chyba wie każdy, ale czemu od razu porównywać to do śpiewu? Pies szczeka, ale gdy wydaje z siebie ten dźwięk nikt nie mówi, że śpiewa...W Kraju Wiatru mało jest ptaków dlatego rzadko kiedy jakieś widziałam. Mój brat je uwielbiał, a ja nienawidziłam. Od czasu jego zniknięcia nie cierpię ich jeszcze bardziej.
-Żyjesz?-zapytał trochę skrzekliwy głos. Leniwie uniosłam powieki. Ujrzałam przed sobą rozłożyste korony drzew, a na gałęziach siedziały oczywiście pięknie śpiewające ptaszki.
-Żyje- uśmiechnęła się wysoka kobieta gdy przez dłuższy czas nie wydałam z siebie żadnego dźwięku zastanawiając się na sensem ćwierkania porównywanego do śpiewania. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie wszystkiego, a gdy to już nastąpiło poczułam strach i panikę.
-Pakura-sensei- powiedziałam podnosząc się gwałtownie jednak kunoichi nie dała mi dokończyć i gestem ręki nakazała ponownie się położyć.
-Z misją wszystko w porządku jeżeli to o to chciałaś zapytać-uniosła kącik ust.
Pakura przykucnęła obok mnie i opowiedziała szczegóły. Gdy straciłam przytomność Sasori i Komushi kontynuowali walkę z shinobi Konohy aż w końcu przybyła Pakura, która uratowała naszej trójce życia, bo wrodzy ninja mieli zdecydowaną przewagę. Kobieta złapała shinobi liścia w genjutsu umożliwiając ucieczkę z tajnymi dokumentami.
Gdy doszłam już w zupełności do siebie żwawo ruszyliśmy w drogę powrotną. Mieliśmy trochę zapasu czasu dzięki genjutsu Pakury-sensei jednak tak naprawdę nie wiedzieliśmy czy ta dwójka już się z niego uwolniła, a my wciąż znajdowaliśmy się na terytorium wroga. Po godzinie wędrówki wywiązała się między nami krótka rozmowa:
-Te dokumenty wcale nie były potrzebne-powiedział Komushi- Przecież od razu widać, że Skała i Liść spiskują przeciwko nam.
Przypomniała mi się dwójka shinobi. Byli przerażająco silni i jeżeli Liść posiadał więcej takich talentów to Piasek mógł mieć poważne tarapaty.
-Naszym zadaniem było pozyskanie tych dokumentów-odpowiedział mu Sasori gdy ja i Pakura wciąż pozostawałyśmy cicho.
-Tylko po co mieliśmy ryzykować życiem dla jakichś papierków skoro to co w nich będzie jest z góry wiadome? Przecież oni mogli nas pozabijać.
-Mów za siebie- prychnął zirytowany rozmową Akasuna.
Cóż, to prawda. Śmierć nie jest wysoką ceną za wykonanie zadania. Właśnie to jest dewizą wszystkich shinobi piasku. Już od dziecka wpaja się im, że najważniejsza jest wioska i wszystkie nasze działania muszą przynieść jej chwałę. Dlatego nawet dzieci w naszym wieku były już wysyłane na misje z poziomu jounina. Wioska Piasku miała swój własny system  Geninami były wszystkie dzieci ninja, które skończyły Akademię i potrafiły używać poszczególnych technik. Zadania jakie się im zlecało nie były najtrudniejsze jednak czasem wymagały opuszczenia wioski, a każde opuszczenie wioski i wyjście na pustynię wiązało się z zagrożeniem życia. Chuninem zostawało się gdy z powodzeniem ukończyło się co najmniej dwie misje rangi A lub wyższej. Oczywiście u boku jounina prowadzącego. Gdy spełniło się ten warunek Lord Kazekage lecz zwykle był to jego pełnomocnik nadawał osobie klasę chunina. Misje były już o wiele bardziej niebezpieczne i prawie zawsze wymagały opuszczenie wioski. Z założenia chunin wie jak poruszać się po pustyni. Aby zostać jouninem trzeba posiadać wysokie umiejętności lub talent ninja. Wtedy to sam Kazekage nadaje ten tytuł osobiście. Zadania jakie są zlecane jouninom są rangi A lub S. Niektórzy dostają również pod opiekę geninów by nauczyć ich poruszać się po pustyni.

Po tygodniu wreszcie wróciliśmy do wioski. Pakura pożegnała nas przy bramie i udała się do Lorda Kazekage złożyć mu osobiście raport, a także przekazać pozyskane dokumenty. Ja, Sasori i Komushi rozdzieliliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
Wreszcie dotarłam do dzielnicy niebieskowłosych. Tak właśnie mieszkańcy nazywali miejsce w wiosce, które było zamieszkane wyłącznie przed członków klanu Asai. Ukłoniłam się mijanym ludziom, którzy również należeli do mojej dużej "rodziny" aż wreszcie dotarłam do swojego rodzinnego domu.
-Wróciłam!-krzyknęłam gdy minęłam próg mieszkania.
Tak jak sądziłam w domu nikogo nie było. Ojciec pewnie jest w tej chwili na zebraniu ze starszyzną klanu, a matka zajmuje się szklarnią. Przed zaginięciem mojego brata to ja i on doglądaliśmy roślinności gdyż jednym z obowiązków klanu Asai było dbanie o rośliny w szklarni. Każdy klan, który otrzymał od wioski suweniry nawet wielkości dzielnicy musiał w jakiś sposób poza swoimi umiejętnościami przysłużyć się wiosce. Klan Asai hodował rośliny i zioła, które znajdowały szerokie zastosowanie na przykład w szpitalu. Z tego też względu wielu shinobi z mojego klanu używało medycznych jutsu.
Nie znalazłam w domu żadnego ciekawego zajęcia więc postanowiłam powłóczyć się trochę po mieście. Oczywiście ponownie musiałam przejść przez dzielnicę niebieskowłosych.
-Nijiro! Już po misji?- zapytała mnie ciotka, która mieszkała cztery domy dalej. Nie przepadałam za nią, bo zawsze traktowała mnie jak dziecko, które niczego nie rozumie. Rzeczywiście, nie jestem jeszcze dorosła, bo mam dopiero dwanaście lat, ale mój brat, który miał prawie dwadzieścia lat był traktowany przez nią jak siedmiolatek.
-Tak- wymusiłam uśmiech.
-Jak to dobrze, że nic ci się nie stało! Cały czas z Masakim zastanawialiśmy się czy dasz sobie radę.
Masaki to mąż ciotki i mój wujek. Lubiłam go bardziej niż ciotkę, bo traktował mnie jak prawdziwego shinobi no i jako jedyny nie udawał, że mój brat nigdy nie istniał.
Gdy już opuściłam dzielnicę klanu Asai postanowiłam przekąsić coś w pobliskim barze. Po drodzę natknęłam się na moje jakże "bliskie" koleżanki.
-Cześć Niji- powiedziała najwyższa z nich.
-Cześć- odparłam bez większego entuzjazmu. Chciałam je ominąć jednak zagrodziły mi drogę.
-Jak minął ci czas z Sasorim?- zapytała kolejna. Poczułam jak robi mi się gorąco, a moje nogi zamieniają się w watę.
-Normalnie- nie chciałam dać tego po sobie poznać- To była tylko misja i nic więcej.
-Akurat. Dobrze wiemy, że ci się podoba. Każdej się podoba.
-Wcale nie! Jest beznadziejny, a jego marionetki są okropne. Poza tym cały czas zachowuje się jak zapatrzony w siebie bufon i w ogóle go nie lubię!
-Haha, będziesz miała okazję mu to powiedzieć wprost, patrz!- najwyższa położyła jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą wskazała na coś za mną. Gdy się odwróciłam myślałam, że zemdleję. Niecałe kilka metrów dalej stał Sasori i przysłuchiwał się naszej rozmowie. Prawdopodobnie słyszał jak go obrażam...Taką też nadzieję miały pozostałe dziewczyny gdyż odkąd jestem z nim w drużynie widzę we mnie konkurentkę.
-To do potem Niji- pożegnały się. Zwykle gdy dziewczyny widziały Sasoriego to nie odstępowały go na krok, ale teraz gdy znalazłam się w takiej sytuacji oczywiście sobie poszły.
Nie miałam odwagi by się odwrócić i spojrzeć mu w twarz, ale nie mogłam też odejść bez słowa. Najchętniej to zapadłabym się pod ziemię.
-Więc... to twoje przyjaciółki?- Akasuna podszedł do mnie i jak zwykle bez wyrazu, odprowadzał dziewczyny wzrokiem aż zniknęły za zakrętem.
-Tak. Nie. Znaczy...znam je, a one mnie znają, ale raczej się nie przyjaźnimy- powinnam ugryźć się w język kilka chwil wcześniej, bo teraz z ust wychodzą mi jeszcze większe głupoty.
-Też są ninja?
Spojrzałam ze zdziwieniem na chłopaka. Przecież one razem z nami się uczyły więc jak może ich nie pamiętać?
-Tak. Są z naszego rocznika- próbowałam jakoś przywrócić mu wspomnienia.
-Naprawdę? W ogóle ich nie kojarzę.
-To one tobie wręczyły czekoladki na urodziny rok temu.
-Dostałem wtedy dużo czekoladek więc nie pamiętam ich dokładnie.
Gdy skończył mówić postał obok mnie jeszcze kilka sekund i ruszył przed siebie prawdopodobnie tam gdzie zmierzał przed nasza rozmową. Ja natomiast odwróciłam się z postanowieniem powrotu do domu. Po drodze myślałam o czerwonowłosym. To prawda, że jest przystojny więc nie dziwię się, że ma takie powodzenie, ale słowa, które powiedziałam były w dużej mierze prawdziwe. Marionetki, którymi walczył rzeczywiście były okropne no i  od dnia, w którym odbył się pogrzeb jego rodziców nie można go zobaczyć z innym wyrazem twarzy niż tym znudzonym. Tak jakby go rozumiałam. Ja też straciłam bliską osobę. Jest to jak wyrwanie kawałka serca, zabranie czegoś co było dla ciebie bardzo ważne i zmuszenie by  dalej żyć bez tego czegoś... Strata zawsze niesie ze sobą jakieś negatywne skutki jednak nie uważam by był to powód na zamknięcie się na świat. Powiedziałabym to Sasoriemu gdybym rzeczywiście była tak odważna jak sądził mój brat.
************
w tym samym czasie 

Otworzyłam drzwi prowadzące do gabinetu Kazekage. Pokój był okrągły, a dokładnie naprzeciwko drzwi była przezroczysta firanka w zielonym odcieniu, która umożliwiała dojrzenie tylko zarysu postaci Kazekage, a także dwóch innych osób, które były przedstawicielami starszyzny wioski. Zawołana gestem ręki Trzeciego podeszłam bliżej i uklękłam na jedno kolano tak jak to robiono w czasie składania raportu z misji.
-Melduję, że misja została zakończona powodzeniem. Moja drużyna w skład, której wchodzili: Sasori Akasuna, Nijiro Asai i Komushi Kato przedostała się do wieży informacyjnej na terenie Kraju Ziemi i zdobyła potrzebne informacje- podałam teczkę członkowi rady, który następnie przekazał ją Kazekage -Ponadto w środku grupa natknęła się na shinobi Konohy. Musiałam dołączyć do walki by umożliwić odwrót.
-Czy rozpoznałaś tych shinobi?-zapytał ochrypłym głosem przywódca wioski.
-Tak. Byli to Minato Namikaze oraz Kushina Uzumaki.
-Rozumiem. Sojusz między Krajem Ognia, a Krajem Ziemi jest już niemal pewny- podsumował -A teraz powiedz mi co uważasz o naszych młodych shinobi?
- Zacznę więc od Kato Komushiego. Nie posiada żadnych specjalnych umiejętności, które pozwoliłyby mu w przyszłości osiągnąć tytuł jounina jednak uważam, że jego poziom znacznie przekracza genina. Ponadto jest bardzo czujny i spostrzegawczy, a także ma talent do tworzenia pułapek.
-Rozumiem. Jeżeli nie ma żadnych unikatowych umiejętności to nie ma powodu by powierzać mu ważne misje. Proponuję by uczynić go chuninem, a potem oddelegować do wojsk broniących naszych granic. Jeżeli rzeczywiście jest tak spostrzegawczy i dobry w urządzaniu pułapek to powinien się tam przydać o wiele bardziej niż na niebezpiecznych i ważnych dla wioski misjach.
-Zrozumiałam. Następna jest Asai Nijiro. Jako członek klanu Asai posiada ich kekkei genkai co daje jej wiele możliwości zarówno w ofensywie jak i defensywie. Nie wykazuje jednak zbyt dużej inicjatywy i woli trzymać się z boku.
-Cóż...to dzieciak Asai więc zdecydowanie osiągnie wysoki poziom w przyszłości. No i to właśnie dzięki takim klanom nasza wioska ma tak wysokie stanowisko w świecie shinobi. Zdecydowanie należy nadać jej tytuł chunina, a następnie wysłać na odpowiedni trening, z którego wróci jako pełnoprawny jounin. Utrata Suchiro była dużym ciosem dla wioski, ale może dziewczyna odziedziczy talent po bracie.
-Ale taki trening trwa trzy lata...wydaje mi się, że jest za młoda by odseparować ją od wioski i rodziny na tyle czasu.
-Im wcześniej tym lepiej Pakuro. Gdybyśmy jej brata wysłali na ten trening wcześniej to być może nie zdradziłby wioski. Najważniejsze to wpoić tym dzieciakom, że śmierć w imię wioski to chwała. Więc postanowione. Wątpię by klan miał coś przeciwko. Przejdźmy teraz do młodego Akasuny.
-Tak jest. Ekhem..Akasuna Sasori odznacza się ponadprzeciętną inteligencją, a także umie bardzo dobrze kontrolować czakrę co czyni go władcą marionetek na równym poziomie z czcigodną Chiyo. Niestety strata rodziców sprawiła, że zamknął się na otoczenie i nie okazuje emocji ani nie nawiązuje z nikim głębszych relacji.
-Mhmm, więc w przyszłości może być jeszcze zdolniejszy?-zamyślił się Kazekage kompletnie ignorując ostatnią część zdania -Doprawdy, ten chłopak to największa chluba wioski. Jeżeli odpowiednio się rozwinie to widzę w nim swojego następcę. Oczywiście chłopak otrzyma tytuł chunina, a jego dalszym treningiem zajmie się Chiyo. Poza tym wcielam Sasoriego do Brygady Marionetek.
-Zrozumiałam.
-Jutro o siódmej odbędzie się nadanie tytułów. Dopilnuj by przybyli o czasie.
-Tak jest!
Kazekage wstał, dając mi do zrozumienia, że rozmowa dobiegła końca. Wyprostowałam się, ukłoniłam i opuściłam pokój. Nie byłam do końca zadowolona z zarządzeń Kazekage. Najbardziej nie podobało mi się wysłanie Nijiro na trzyletni trening. I to ja jestem osobą, która musi im to wszystko przekazać.

Jest już trzeci rozdział :) Nie chcę się zbytnio rozwodzić, ale mam jakieś wrażenie, że jest beznadziejny ;c Miłego weekendu ! :D

środa, 24 lutego 2016

2. Nieproszeni goście

Wędrówka przez góry wcale nie okazała się być łatwiejsza niż na pustyni. Teren był nierówny, a okolice nieznane. W dodatku cały czas byliśmy narażeni na atak nieprzyjaciela.
Misja, którą właśnie wykonywaliśmy miała charakter szpiegowski. Ma ona na celu przechwycenie tajnych dokumentów. Z informacji jakie zdobyła inna jednostka szpiegowska Wioski Piasku wynikało, że Skała spiskuje z Liściem przeciwko mojej wiosce, a te tajne dokumenty miały być tego potwierdzeniem lub zaprzeczeniem. Spędziliśmy noc siedem kilometrów od wieży, w której przechowywane miały być informacje. Pakura jeszcze raz przypomniała nam szczegóły misji.
-Waszym zadaniem jest niepostrzeżenie wśliznąć się do wieży, a następnie przejąć dokumenty. Jeżeli ktoś was przy tym zauważy macie go natychmiast zabić. Ja tymczasem będę pilnować by nikt nie zbliżył się do wieży.
Cała nasza trójka szybko wbiegła do środka.  Postanowiliśmy, że się rozdzielimy. Biegnąc wybranym przeze mnie korytarzem natknęłam się na trójkę shinobi Skały. Mieli oni przewagę liczebną jednak prawdziwą przewagę posiadałam ja. Mogłam ich zaskoczyć lub zająć się każdym z nich po cichu tak by pozostali niczego nie zauważyli. Wybrałam drugą opcję. Na końcu korytarza były drzwi. Zanim je otworzyłam naciągnęłam chustę zasłaniającą moją twarz. Wszyscy ninja z wydziału szpiegowskiego musieli takie nosić. Czepek połączony z chustą zasłaniał moje rzucające się w oczy niebieskie włosy. W końcu otworzyłam powoli drzwi. W środku nikogo nie było więc rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu. Na środku stało biurko, w którym prawdopodobnie były dokumenty, których szukam. Miałam już otworzyć jedną z szuflad gdy na zewnątrz usłyszałam kroki. Zaczaiłam się za drzwiami by móc znów szybko powalić przeciwnika. Gdy do pomieszczenia ktoś wszedł bez zastanowienia wycelowałam ostrze w tylny punkt na jego szyi. Dopiero po chwili zauważyłam chustę okrywającą jego głowę. Był to ktoś z mojej drużyny. Niestety już za późno bym mogła zatrzymać lecącą w jego kierunku broń.  Intruz zdecydowanym ruchem złapał kunaia. To musiał być...
-Sasori! Co ty tu robisz?-zapytałam zdenerwowana i przerażona jednocześnie.
-Zgadnij-odpowiedział zirytowanym tonem po czym rzucił kunaiem w moją stronę. Złapałam go i schowałam.
-To ja miałam przeszukać tą część-kontynuowałam dyskusję.
-Korytarz, którym poszedłem mnie tutaj zaprowadził-odparł, a następnie zaczął przeszukiwać zawartość biurka.
-Rozumiem. Widocznie oba prowadziły do tego pomieszczenia.
-Znalazłem-podniósł do góry szczelnie zamkniętą teczkę z dokumentami.
-Świetnie. Teraz wracajmy zanim ktoś tu przyjdzie. Spotkałeś po drodze jakichś shinobi?
-Tak, dwunastu.
Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Jak on tak szybko uwinął się z tyloma ninja? Może prawdą jest to co ludzie mówię na temat jego geniuszu.
Ruszyliśmy korytarzem w stronę wyjścia z wieży.
-Chwila, a co z Komushim?- zatrzymałam się nagle. Chcąc czy nie chcąc Sasori zrobił to samo. Przez chwilę staliśmy tak w ciszy.
-Misja jest najważniejsza, Komushi też o tym wie-odezwał się w końcu czerwonowłosy.
-Więc chcesz go tak tutaj zostawić?
Sasori spojrzał na korytarz przed sobą i nic nie odpowiedział. Zrobiło mi się trochę głupio, bo w końcu ja również mogłam iść mu pomóc jednak wolałam zrzucić odpowiedzialność na Akasunę.
-Dobra...Nieważne-dodałam ciszej.
-Eh, to takie upierdliwe. Ten kretyn nie potrafi trzymać języka za zębami więc jeżeli rzeczywiście go złapią to pewnie wszystko wygada. Chyba nie mamy wyboru jak go znaleźć- mówiąc to Sasori zawrócił. Z ulgą pobiegłam za nim.
Na wybranym przez Komushiego korytarzu nie było widać żadnego ciała. W końcu dotarliśmy do pomieszczenia jednak drzwi były szeroko otwarte. Przez chwilę Sasori i ja wahaliśmy się jednak chłopak wyjął zwój i ruszył przodem. Ja szłam tuż za nim.
-Nikogo tu nie...-nie zdążyłam dokończyć, bo poczułam, że moje stopy odrywają się od podłoża i podobnie jak całe ciało są przez coś ciągnięte ku górze.
Sasori i ja wpadliśmy w pułapkę, a dokładniej w sieć blokującą czakrę, przytwierdzoną do haka na suficie.
-Cholera...ugh!-Sasori chciał powiedzieć coś więcej jednak przeszkodziło mu w tym moje kolano, które przez szamotaninę znalazło się na jego twarzy.
-Co ty wyprawiasz?- krzyknął zdenerwowany.
-Niechcący, wybacz- zrobiło mi się trochę głupio więc się uspokoiłam.
-Co wy tu robicie?
Spod biurka wychyliła się głowa Komushiego.
-Co? Komushi? Wypuść nas!- znów zaczęłam się wiercić.
-Cholera jasna, Nijiro! Jeżeli się nie uspokoisz to poodcinam ci wszystkie kończyny!
Poczułam silny dreszcz. Znając Sasoriego to mówił poważnie.
-Hehe, wybaczcie. Ta pułapka miała być na wrogów. Już was wypuszczam.
Po chwili ja i Sasori byliśmy wolni. Po krótkich wyjaśnieniach opuściliśmy pokój i tym razem cała nasza trójka ruszyła w kierunku wyjścia.
Biegnąc korytarzem zauważyłam obok swojej stopy kunaia, do którego przyczepiona była karteczka z różnymi pieczęciami.  Nie zwróciłam na niego uwagi wcześniej jednak pamiętam, że był tu już gdy wchodziliśmy do wieży. Tym razem coś się zmieniło. W powietrzu unosiła się potężna czakra. Sasori też ją wyczuł i szybko przywołał jedną ze swoich marionetek. Również chciałam przygotować się do walki i zamienić swoją rękę w stalowe ostrze jednak ktoś złapał mnie za szyję i mocno rzucił o ścianę. Poczułam silny ból w plecach, ale po chwili ustąpił. Podniosłam się i rozejrzałam. Sasori i Komushi stali naprzeciwko dwóch shinobi Liścia. Jeden był dość wysokim blondynem o niebieskich oczach i to on rzucił mnie na ścianę. Drugi shinobi to dziewczyna z długimi czerwonymi włosami.  Oboje mieli nie więcej niż dziewiętnaście lat.
Walka jeszcze się nie zaczęła więc postanowiłam, że to ja wykonam ten pierwszy ruch. Miałam do tego prawo, w końcu właśnie zbierałam się po uderzeniu w ścianę. Zaczęłam formować znaki jednak czerwonowłosa kunoichi zrobiła to szybciej i oplotły mnie łańcuchy przepełnione jej czakrą. Zostałam unieruchomiona
-Dziecko?-zapytała podchodząc do mnie.
Zdałam sobie sprawę, że chusta zakrywająca moją twarz leży obok mnie na podłodze.  Musiała spaść gdy uderzyłam o ścianę.
-To bez znaczenia- odpowiedział blond włosy ninja- Shinobi Piasku już od małego są szkoleni w zabijaniu.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze smutkiem i litością.
Poczułam jak krew buzuje w moich żyłach.
Nigdy. Nikt, Nie. Ma. Prawa. Patrzeć. Na. Mnie. Takim. Wzrokiem.
Łańcuchy się przerwały. Dzięki Kekkei Genkai mojej rodziny jej członkowie mieli o wiele bardziej wytrzymałą skórę i organy wewnętrzne niż inni ninja, ale to nie wszystko. Potrafiliśmy zmieszać naturę ziemi i ognia wytwarzając element stali. Mogliśmy pokrywać części swojego ciała stalowymi powłokami lub wytwarzać osobne stopy, które pod wpływem naszej woli i manipulacji czakrą mogły przybrać formę ostrza bądź zwykłego metalowego pręta lub wytwarzać osłony niemożliwe do zniszczenia. Możliwości było wiele.  Ze względu na specjalne właściwości naszej czakry, włosy członków rodu Asai przybierały niebieski kolor.
Nie mogłam rozwodzić się nad umiejętnościami mojej rodziny, bo właśnie trwała walka.
Gdy wszystkie łańcuchy już opadły wymierzyłam silny cios w czerwonowłosą kunoichi. Udało mi się ją trafić dzięki czemu wylądowała cztery metry dalej. Mają chwilę spojrzałam na Sasoriego. On, jego marionetka i Komushi próbowali zatrzymać blondyna, który ruszył na pomoc czerwonowłosej dziewczynie. Chłopaki kupili mi trochę czasu więc postanowiłam zaatakować kunoichi jeszcze raz tym razem pokrytą stalą pięścią. Coś mi w tym przeszkodziło. Z dziewczyny zaczęły wydobywać się olbrzymie pokłady czakry. Było ich tyle, że dało się dostrzec ją gołym okiem. Uczono mnie, że normalna czakra przyjmuje kolor niebieski, dokładnie taki jak odcień włosów klanu Asai jednak ta czakra była inna. Była czerwona. Zanim zdążyłam wykonać jakiś ruch poczułam silny ból w okolicach brzucha. Następne co pamiętam to moje własne imię. Ktoś mnie wołał...i...to wszystko.

~ Jest już drugi rozdział!!! :D Cieszę się, że jest gdyż mój laptop odmawiał posłuszeństwa w przy włączaniu się więc zaczęłam tracić powoli nadzieję, że kiedykolwiek go skończę...No ale nieważne! Akcja niby się rozkręca, coś się niby dzieje, ale Niji, Sasori i Komushi mają wciąż 12 lat xD Być może niektórym to przeszkadza, bo z takimi dziećmi ciężko jest wpleść jakiś większy wątek romantyczny jednak  ten okres ma ogromny wpływ na rozwój postaci i kształtowanie się ich charakterów dlatego zanim staną się  nastolatkami będą dziećmi jeszcze przez jakieś dwa lub trzy rozdziały :D  Pozdrawiam, a no i czekam na motywację i krytykę , Hinata starałam się nie powtarzać słów, ale nie cierpię opisów więc czasami szłam na łatwiznę ;c Wybacz xD ~

niedziela, 14 lutego 2016

1. Pustynia śmierci

Gdy skończyłam rozczesywać włosy, sięgnęłam  po ochraniacz, który założyłam na czoło. Następnie owinęłam szyję żółtym szalikiem, należącym niegdyś do mojego brata. Kucnęłam na parapecie i po przeciągłym ziewnięciu zeskoczyłam z niego, lądując na dachu niższego budynku.
W ten sposób po jakichś dziesięciu minutach dotarłam na wyznaczone miejsce spotkania. Czekała tam już Pakura-sensei oraz Sasori. Zatrzymałam się obok ognistowłosego jednak nie ominął mnie gniew bardzo punktualnej Pakury.
-Czterdzieści brzuszków za cztery minuty spóźnienia!-rozkazała kunoichi- To niedopuszczalne.
-P..przepraszam-ukłoniłam się i położyłam na ziemi.
-Dzień dobry!-przywitał się zaspanym głosem Komushi.
-Na ziemię i pięćdziesiąt pompek! Pięć minut spóźnienia...Czy do was naprawdę nie dociera jak ważne zadania mają ninja?-Pakura patrzyła na nas z pogardą- Nawet jedna minuta może przesądzić o powodzeniu misji. Sasori był w stanie pojawić się tutaj punktualnie więc tego samego oczekują po was. I szybciej kończcie te karne ćwiczenia, bo nie mamy całego dnia- odwróciła się od nas i ruszyła razem z Sasorim w kierunku bramy prowadzącej na pustynię. Po skończeniu ćwiczeń ja i Komushi dogoniliśmy ich i już szliśmy ramię w ramię. Przy wyjściu z wioski Pakura wyjaśniła nam szczegóły naszego zadania. Celem jest Iwagakure oddalona o cztery dni drogi przez pustynię w Kraju Wiatru oraz dwa dni górskiej wędrówki w Kraju Ziemi. Znając wszystkie wytyczne opuściliśmy bezpieczną wioskę. Podróż przez pustynię nie należy do najprzyjemniejszych. Ziarenka piasku wpadają do ust, nosa i oczu dlatego swój szalik zawsze naciągam aż pod same oczy. Gdy szaleje burza piaskowa, co zdarza się dość często nic nie widać i bardzo łatwo się zgubić. Wielu ninja zginęło z wycieńczenia błądząc na pustyni otaczającej wioskę Piasku. Aby tego uniknąć niedoświadczeni genini są wysyłani na misje z jouninem, który ma ich przeprowadzić przez zabójczą pustynię. Takie położenie Suny ma również duże plusy. Pustynia stanowiła naturalną obronę przed intruzami. Osoba nie znająca tutejszych terenów zginie z wycieńczenia lub zostanie pogrzebana żywcem w piasku. Kolejnym czynnikiem obronnym były dzikie zwierzęta jak skorpiony, pustynne mrówki czy pełzacze, które osiągały nawet dwadzieścia metrów długości. Nie wspominając o jadzie, który mógł zabić człowieka w przeciągu godziny. Tylko ninja Piasku znają wszystkie mocne i słabe punkty tych drapieżników. Większość treningów młodych shinobi odbywa się właśnie tutaj, na pustyni.
Moje rozmyślania o terenach przez, które będziemy musieli się przeprawić przerwał Komushi, który nagle się zatrzymał.
-O co chodzi?-zapytała zdziwiona Pakura. Drżącą ręką wskazał na wprost siebie. Zmrużyłam oczy, by móc lepiej widzieć. Nawet gdy nie szaleje burza piaskowa wiejący wiatr zmniejsza widoczność, Rzeczywiście coś tam było.
-Komushi, unik!-krzyknęła kunoichi wyciągając pojedynczego kunaia. Chłopak odskoczył w bok, a w miejscu, w którym wcześniej stał z dużym hukiem wylądował ogon skorpiona pustynnego. Pakura sprawnym ruchem wymierzyła ostrze w czułe miejsce na ogonie zwierzęcia. Bestia wydała z siebie przerażający ryk. Po chwili był tak blisko, że mogliśmy go podziwiać w całej okazałości. Ten skorpion pustynny mierzył jakieś piętnaście metrów. Ponadto nie poprzestał na jednym ataku, a kolejny wymierzył...we mnie. Zobaczyłam jego ogon zbyt późno by wykonać unik. Nie miałam więc innego wyjścia jak użyć swojej techniki. Pieczęcie nie były skomplikowane, zasłoniłam się dwiema rękami. Ogon skorpiona zatrzymał się na stalowej ścianie, oddzielającej mnie od niego. Okazało się to wystarczające by zablokować atak. Zwierze zabrało swój ogon i tym razem wymierzyło go w Sasoriego. Ognistowłosy zrobił szybki unik, a gdy ogon znów uderzył w piasek, wspiął się po nim aż na grzbiet skorpiona i wymierzył ostateczny cios powalając go na ziemię.
-Brawo Sasori! Widzę, że nauka nie poszła w las-pochwaliła go Pakura-sensei, a następnie skierowała słowa do mnie- Nijiro, stal jest na tyle mocna by odciąć ogon, który cię atakował. Nie powinnaś stwarzać osłony-zganiła mnie.
-Tak, to prawda...Będę o tym pamiętać następnym razem.
-Następnego razu może nie być! Nie możesz wiecznie polegać na innych tylko musisz wziąć sprawy we własne ręce. A ty Komushi...ech...Dobrze, że traćmy czasu. Pakura ruszyła przodem, a ja i Sasori za nią natomiast Komushi znowu się zatrzymał.
-Co znowu?-zapytałam zirytowana. Nie byłam zła na niego więc nie powinnam się wyżywać jednak tak jakoś wyszło. Wystarczyło jednak, że spojrzałam w tym samym kierunku by zrozumieć o co mu chodziło. Całe stado mniejszych skorpionów pędziło w naszą stronę.
-To chyba jej dzieci - powiedział zdenerwowany Komushi.
-Być może-Pakura pojawiła się przed nam -W takim razie zabiliśmy ich matkę. Są wściekłe -mówiąc to uniosła lewy kącik ust.
-To Sasori ją zabił, niech sam się nimi zajmie -Komushi skrzyżował ręce.
-Nie ma problemu-czerwonowłosy rozwinął jeden ze swoich zwojów i wykonał odpowiednie pieczęcie. Po chwili pojawiła się przed nim lalka ludzkich rozmiarów. Miała długie czarne włosy i trzy pary oczu. Sasori kierował nią za pomocą nici chakry. Z lewej dłoni kukły wysunął się miecz, którym pod kontrolą Sasoriego przecięła w pół kilkanaście skorpionów. Następnie z otworu w prawej dłoni zaczęły wylatywać pojedyncze igły, które również powaliły kilka skorpionów na ziemię.
-Pozwolisz by tylko Sasori się tak dobrze bawił?-sensei spojrzała na mnie z wyzywającym uśmieszkiem. Skinęłam głową i pobiegłam w stronę walczących jednocześnie formując odpowiednie znaki. Moja prawa ręka zamieniła się w stalowe ostrze, które wymierzyłam w pustynnych przeciwników. Wkrótce Komushi także dołączył do walki więc przeciwnicy szybko zostali pokonani.
-Sądzę, że zatrzymamy się tutaj na noc- stwierdziła Pakura gdy nasza trójka była już gotowa do wznowienia wędrówki. Rzeczywiście, słońce zaczynało zachodzić. Rozbiliśmy namioty w odpowiednim miejscu, które miały nas chronić przed nawiewającym piaskiem. Potem usiedliśmy w kółku i dzięki umiejętnościom Pakury mogliśmy się trochę ogrzać.
-Co to za mina Komushi? -zapytałam kolegę z drużyny.
-Czemu muszę być takim beztalenciem? -odpowiedział mi pytaniem na pytanie.
-Nie musisz być w stosunku do siebie taki surowy -wtrąciła Pakura -Ninja posiadają różne umiejętności. Twoją mocną stroną wcale nie musi być ofensywa lub defensywa, ale na przykład możesz być dobrym strategiem.
-Nigdy nie uczyłem się zbyt dobrze-Komushi zaczął drapać się  w tył głowy. Pakura westchnęła.
-Nijiro, przynieś trochę wody,
-Dobrze- ruszyłam w kierunku naszych plecaków i wzięłam pojemnik z wodą. Gdy wracałam moja stopa o coś zahaczyła. Straciłam równowagę i wylądowałam na ziemi wypuszczając z rąk bukłak z wodą.
-Niezdara-spojrzałam w górę. Nade mną  stał Sasori ze swoją spokojną twarzą -Dobrze, że nic ci się nie stało.
Zaskoczyły mnie te słowa.
-Ach...tak, dzięku...-urwałam gdy zauważyłam, że Sasori podnosi z ziemi swoją lalkę. Ty wredny egoisto! -Mógłbyś się mną zainteresować! Ta twoja kukła o mało mnie nie zabiła! -wrzeszczałam podnosząc się.
-Takie ma zadanie. Gdybyś zahaczyła stopą o to -wskazał na kolec wystający z kolana kukły -Zostałoby ci trzydzieści minut życia.
Głośno przełknęłam ślinę. Mało brakowało...
-Nie zostawiaj czegoś takiego na ziemi!
-Do siebie miej pretensje! Niezdara!
Głośno prychnęłam i podniosłam bukłak.
-Mogłam tak nadepnąć na tę twoją lalkę żeby ją połamać -powiedziałam gdy go minęłam chcąc dostarczyć wodę Pakurze.
-Prędzej to ona zrobiłaby ci krzywdę niż ty jej-odgryzł się chłopak.
-Przestańcie się kłócić -zwróciła nam uwagę Pakura. Nie odzywając się więcej zajęliśmy nasze miejsca.
Następnego dnia o świcie wyruszyliśmy w dalszą drogę.
Cała podróż przez pustynię nie przyniosła już więcej niespodzianek. Po czterech dniach podróży dotarliśmy do Kraju Ziemi.

~ Oddaję pierwszy rozdział w Wasze ręce. Będę wdzięczna za wszystkie komentarze: zarówno pozytywne jak i negatywne, bo w końcu z negatywnych można wyciągnąć jakąś naukę, a potem ją wprowadzić w życie dzięki czemu będę mogła poprawić swoje opowiadanie na czym mi bardzo zależy :D Z góry chciałabym jeszcze nadmienić, że zdaję sobie sprawę z nudności tego rozdziału jednak jest on potrzebny by wprowadzić jakoś do realiów życia bohaterów :) Zapewniam, że akcja się rozkręci :)~

środa, 10 lutego 2016

PROLOG

Na świecie istnieje jedna rzecz warta życia: bezgranicznie kochać istotę, która kocha nas bezgranicznie.
Co jeżeli ktoś kto bezgranicznie cię kocha, odszedł, a ty nawet się z nim nie pożegnałeś? Wciąż czekasz aż wróci, wiedząc jednocześnie, że to nigdy nie nastąpi...
Gdy moi rodzice odeszli, straciłem sens swojego życia. Zostałem sam. Nikt teraz nie jest w stanie wyciągnąć mnie z tej ciemności.

To bardzo dziwne, ale naprawdę można kochać kogoś przez całe życie. Niezależnie od tego jak daleko znajduje się ukochana osoba, jej wspomnienie zawsze nosi się w sercu. 
Mój brat na zawsze w nim zostanie, nawet jeżeli nie będzie mi dane go nigdy więcej  zobaczyć. 

Mawiają, że czas leczy rany...
Moich ran nikt nie jest w stanie ujrzeć, a co za tym idzie-wyleczyć. Nawet czas. 
Nie czekam na żaden cud, bo wiem, że on nie nastąpi. Jedyna bliska mi osoba ignoruje moje cierpienie...może ja sam zacząłem je już ignorować...

Nie poddawaj się rozpaczy. Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń. Jest tylko zupełnie inne.
Te słowa usłyszałam od ważnej dla mnie osoby. Zapamiętam je na zawsze.


~To nie czas leczy rany lecz ludzie~ 

Obserwatorzy

synestezja